Bez definicji „sukcesu,” nie jesteśmy w stanie podjąć odpowiednich kroków aby poprawić sytuację pływania w Polsce. Więcej, bez takiej definicji wcale nie jest oczywiste, że znajdujemy się w fazie kryzysu.
***
W Zrozumieć pływanie, przedstawiłem analizę występu naszych pływaków od igrzysk w Barcelonie (1992) do Rio (2016). W ciągu ostatnich siedmiu imprez naczelnych, nasi pływacy zdobyli 3 medale, występując w 27 finałach. Według średniej arytmetycznej, pływacy występują w czterech finałach co cztery lata. O medalach powinniśmy raczej marzyć, niż na nie liczyć. Cztery finały na igrzyskach skłonny jestem zaakceptować właśnie jako definicję sukcesu. Według tego wskaźnika, sukces odnieśliśmy na czterech z ostatnich siedmiu igrzysk (Barcelona – 7 finałów; Atlanta – 5 finałów; Ateny – 5 finałów; Londyn – 4 finały), czyli w większości przypadków. Średnia arytmetyczna nie jest oczywiście wskaźnikiem idealnym, jednak o wiele bardziej niebezpieczne jest używanie wyników z tylko jednej imprezy jako barometru przyszłych sukcesów. Ateny (2004) i Rio (2016), na przykład, były abberacjami jeżeli chodzi o wyniki polskiej ekipy – oczywiście abberacjami w dokładnie przeciwnym kierunku.
***
Jestem w stanie zrozumieć trenerów i działaczy, którzy nie chcą otwarcie omawiać naszych ambicji na igrzyska w Tokio. Cokolwiek zdarzy się w Japonii, zapewne będzie to krok w przód dla naszej reprezentacji. W Rio nie zaliczyliśmy żadnego finału, a z rekordowej liczby pływaków uczestniczących w igrzyskach, tylko jeden poprawił własny rekord życiowy. Także Rio zdecydowanie nie może być punktem odniesienia dla pomiaru przyszłego sukcesu polskiego pływania. A na wypadek gdyby w Tokio poszło nam jeszcze gorzej – jest to mało prawdopodobne, ale oczywiście możliwe – winą zawsze będzie można obarczyć wirusa.
***
A więc bez jasnego kryterium „sukcesu,” błądzić będziemy od igrzysk do igrzysk, porównując sytuację obecną do tego co było cztery lata temu, ale bez narzędzi aby spojrzeć na wyniki naszej drużyny z lotu ptaka. Czas od Barcelony do Rio, to okres 24 lat. Zatem kolejny okres porównawczy, to lata 2020-2044, czyli kolejne siedem imprez naczelnych. Moja definicja sukcesu – czyli występ w czterech finałach na igrzyskach – pozwala nam myśleć o poprawie na przynajmniej dwa sposoby. Albo wzrośnie średnia arytmetyczna występu naszych reprezentantów w finałach, na przykład z czterech do pięciu finałów. Albo okaże się, że na pięciu z siedmiu igrzysk (lub więcej), mieliśmy czterech pływaków w finałach; to także będzie postępem. Jedno jest pewne – na wyrywkowe porównywanie z igrzysk na igrzyska, nie jesteśmy w stanie sobie pozwolić.
***
Czy w następnych latach polskie pływanie zrobi krok w przód? Tego sobie oczywiście życzymy, chociaż sam pozostaję nieprzekonany. Postępująca centralizacja, wewnętrzne podziały, ciągły brak odpowiedniej infrastruktury, to tylko niektóre z raków, które toczą pływanie w Polsce. Jednak najbardziej niepokoi chyba zupełny brak poczucia pilności. Ewidentnie chory na raka nie wie, że umiera. Dlaczego nie wie? Bo pod uwagę bierze tylko wyniki z ostatnich badań, zakładając (pewnie słusznie), że na następnych igrzyskach może być tylko lepiej. Jednak bez definicji sukcesu pacjent nie jest w stanie pojąć, że chemioterapia jaką stosuje, opiera się na zasadzie jeden krok w przód, dwa w tył. W polskiej szkole pływania o długoterminowej perspektywie mówi się wszędzie, oczywiście oprócz tej domeny w której takie spojrzenie jest najbardziej potrzebne.