Od kiedy rząd Viktora Orbana zakazał nauczania gender studies na węgierskich uczelniach wyższych, w Polsce pojawiły się głosy by takie samo rozwiązanie wprowadzić na naszych uniwersytetach. Decyzja Orbana nie jest dobrym rozwiązaniem ponieważ narusza autonomię węgierskich uczelni i osłabia ich do tej pory dość wysoki prestiż międzynarodowy. Partie polityczne nie są od tego by cenzurować uniwersytety. Polska skłonność do bezkrytycznego powielania węgierskich rozwiązań mówi bardzo wiele o obecnym stanie politycznej wyobraźni w naszym kraju. Wydziały promujące gender studies prędzej czy później same załamią się pod ciężarem własnych absurdów, szczególnie jeżeli pomogą im w tym osoby najbardziej odpowiedzialne za stan szkolnictwa wyższego w Polsce: pracownicy naukowi. Na pytanie co PiS powinien zrobić w sprawie gender studies, odpowiedz brzmi prosto – nic.
Mówiąc o gender studies musimy spróbować nakreślić definicję pojęcia o które toczy się obecny spór. W pojęciu szerokim, gender studies może być nauką empiryczną jeżeli rozumiemy przez to systematyczną i naukową analizę skomplikowanych procesów polityczno-społecznych. Prace publikowane na ten temat są z pewnością wartościowe i pomagają nam lepiej zrozumieć świat polityki. Wiemy, na przykład, że kobiety w USA bardziej wspierają partię Demokratyczną niż mężczyźni i że kobiety głosują częściej niż płeć przeciwna. Kiedy w 1920 roku Amerykanki po raz pierwszy wzięły udział w wyborach okazało się, że ich wpływ na politykę jest znaczący. Liberalne kobiety były bardziej liberalne niż mężczyźni, tak samo jak konserwatywne kobiety były bardziej konserwatywne od swoich mężów. W rezultacie preferencje polityczne kobiet pomogły skonsolidować obecny dwu-partyjny system wyborczy w USA.
Właśnie dlatego, że nauka o kobietach może być empiryczna, American Political Science Association – organizacja zrzeszająca ponad 10 tysięcy politologów z całego świata – potępiała decyzję rządu Orbana. Kobiety to połowa elektoratu, dlatego ważne jest byśmy rzetelnie badali ich nastawienia polityczne. Jednak na Węgrzech jak i w Polsce gender studies utożsamia się z ideologią, a szczególnie z jej agresywną wersją zwaną post-modernizmem. Post-modernizm nie posiada spójnej definicji, cechuje go jednak zaprzeczenie wartości prawdy jako naczelnego zadania nauki. Co więcej, post-modernizm głosi, że prawda nie istnieje. Wszystko co mamy to nasze subiektywne interpretacje świata – włącznie z procesami biologicznymi takie jak płeć, które mogą być dowolnie zmienianie w zależności od naszych upodobań. Rirchard Dawkins powiedział kiedyś, że każdy kto wierzy w ten bełkot bzdur powinien wyskoczyć z dziesiątego pietra i w locie zmienić subiektywną siłę grawitacji. Jeżeli utożsamiamy gender studies z zaprzeczeniem istnienia prawdy, to faktycznie możemy mieć do czynienia z negatywnymi skutkami tej ideologii od marnotrawstwa nakładów pieniężnych i czasu, po promowanie kłamstw które mogą mieć negatywne skutki społeczne. Czy jest to jednak wystarczający powód by PiS ingerował w autonomię polskich uczelni? Wątpię.
Demokracja to ustrój ludzi wolnych. System ten funkcjonuje najlepiej gdy złe pomysły ścierają się z dobrymi, czyli z prawdą, co prowadzi do ich naturalnej i permanentnej śmierci. W demokracji dozwolone jest by szkodliwym pomysłom ucinać głowę mieczem prawdy. Ci którzy chcą by to właśnie PiS zakazał nauczania ideologii gender, nie chcą lub nie umieją z nią walczyć. Potencjalna ingerencja PiS-u będzie kosztowna, ponieważ cenzura myśli akademickiej wybiega poza zakres obowiązków polityków oraz zdecydowania przerasta ich umiejętności. Wystarczy przypomnieć sobie fatalną ustawę o IPN, czyli o „polskich obozach śmierci” i jej negatywne konsekwencje. Złe pomysły przynoszą złe skutki. Zawsze.
Sprawa walki z post-modernizmem to sprawa polskich uczelni. Jeżeli Katolicki Uniwersytet Lubelski wprowadza gender studies na swoje wydziały, to właśnie KUL odpowiedzialny jest za rezultaty tej decyzji. Uczelnie, wydziały, katedry promujące agresywną wersję post-modernizmu, nie mogą liczyć na długofalowy sukces. Prawda jako wartość naczelna to nie tylko abstrakcyjny cel zadań naukowych. Prawda, tak jak grawitacja, zawsze działa. Uczelnie które stawiają na post-modernizm budują dom z kart który zawali się jeżeli zostanie poddany nawet najłagodniejszej krytyce. Wolność akademicka, nawet jeżeli idzie w błędnym kierunku, musi być szanowna i pozostawiona samej sobie. Korekty błędnego kierunku należy oczekiwać przede wszystkim od polskiej profesury, która powinna ostrzyć swojego argumenty w starciu z post-modernizmem. Oczekiwanie na ingerencję PiSu to abdykacja odpowiedzialności. Jeżeli polskie uczelnie wyższe same nie potrafią poradzić sobie z post-modernizmem, to na pewno nie może być mowy o internacjonalizacji szkolnictwa wyższego o którym dzisiaj tak często słyszymy.