Ortodoksją doktryny kapitalizmu jest założenie, że firmy prywatne lepiej dostosowują się do potrzeb klientów niż instytucje mające monopol na poszczególną usługę lub produkt. W Polsce i w USA monopol na doręczanie listów i paczek mają Poczta Polska i United States Postal Service (USPS). Teoria zakłada, że są one podobnie słabe w dostarczaniu niezbędnych usług pocztowych, ale w praktyce istnieje pomiędzy nimi bardzo duża różnica.
Mój pierwszy poważny kontakt z Pocztą Polską nastąpił w te lato (2019). Wysyłając prawie 2000 ankiet do mojego projektu naukowego, chciałem wynegocjować tańszą cenę znaczków pocztowych (link). Nic z tego. Za każdy znaczek w najtańszej wersji zapłaciłem 3 złote i 30 groszy. Każda z wysłanych ankiet zawierała także kopertę zwrotną. Aby zwiększyć ilość osób biorących udział w badaniach, zdecydowałem, że wszystkie koperty zwrotne muszą być z góry przedpłacone. Z drugiej strony, nie chciałem jednak płacić za znaczki na kopertach które wiem, że pewnie nie będą wysłane. Ogólnie zakłada się, że połowa ludzi odpowie na wysłaną ankietę. W moim przypadku oszczędności na 50% ankiet zwrotnych to ponad 3000 złotych (1000 kopert * 3,30zł). Po sześciu tygodniach starań, udało mi się podpisać umowę z Pocztą, która nadała mi unikalny kod działający jako znaczek. Kod ten przyklejony został na wszystkie koperty zwrotne, co w praktyce oznaczało, że zapłaciłem tylko za faktycznie wysłane koperty zwrotne.
Rezultat końcowy jest taki, że udało mi się skutecznie przeprowadzić moje badania naukowe, ale cieszę się, że jest już po wszystkim (link). Ankiety, które zebrałem są obecnie przygotowywane do statystycznej analizy komputerowej.
Monopol pocztowy w USA wygląda trochę inaczej. Pierwsza różnica to koszt. Za jeden standardowy znaczek płaci się 55 centów. Po zakupie, znaczek ten może być użyty nawet za sto lat – tak samo jak dolary drukowane w XIX wieku są dalej w obiegu – i pozwala mi na wysłanie listu nawet z Michigan na Alaskę. Jeżeli Jan zarabia 2000 złotych a Tomek $2000 i każdy z nich chce wysłać dziesięć kartek świątecznych, to w kategoriach absolutnych – rozumianych jako procent zarobku – kieszeń Janka ucierpi na tym o wiele bardziej. Kurs wymiany dolara jest tutaj bez znaczenia bo Tomek wysyła kartki w USA, a Janek nie. Rezultat jest taki, że Janek zapłaci za tą samą usługę sześć razy więcej niż Tomek.
Co więcej, w zeszłym tygodniu USPS wysłało mi „paczkę,” która pozwala mi na zamówienie znaczków pocztowy właśnie drogą pocztową. Wygląda to tak:
Wypełniłem formę, że chce kupić 20 znaczków. Wypisałem czek na $11. Czek wsadziłem do koperty opłaconej przez USPS, a kopertę wrzuciłem do mojej skrzynki na listy. W związku z tym, że listonosze pracują w soboty i akceptują listy wkładane właśnie do prywatnych skrzynek, moje nowe znaczki przyszły już w środę. Morał tej anegdoty jest taki, że zakupiłem znaczki pocztowe nie wychodząc z domu i bez Internetu. Jakiś czas temu skarżyłem się, że Polska – pomimo swoich głębokich aspiracji – nadal nie jest miejscem gdzie łatwo prowadzi się działalność gospodarczą (link). Efektywność i plastyczność poczty amerykańskiej jest tylko kolejnym przykładem na to jak wiele jeszcze musi się w naszym kraju zmienić.