Po raz kolejny powracamy do analizy How Democracies Die (zobacz też tutaj i tutaj). W trzecim rozdziale swojej książki, Levitsky i Ziblatt krytycznie oceniają partię republikańską, szczególnie jej rolę w wyborach prezydenckich z 2016 roku. Demokratyzacja wyborów pierwotnych (tzw. primaries) otworzyła drogę do fotela prezydenckiego większej ilości kandydatów. Od 1972 roku osoby z małym lub nawet bez żadnego doświadczenia politycznego mogą starać się o najważniejszy urząd w państwie. Donald J. Trump, znany milioner i celebryta, jest tego najlepszym przykładem.
Wybory prezydenckie w Ameryce składają się z trzech etapów. Pierwszy z nich to nieformalne invisible primaries – czyli niewidzialne wybory pierwotne. Niewidzialne, bo tak naprawdę nie są formalną częścią procesu wyborczego. By uzyskać nominację jednego z dwóch głównych ugrupowań politycznych potrzebne są pieniądze na sfinansowanie długiej i kosztownej kampanii politycznej, oraz wsparcie mediów które również wymaga dużych nakładów finansowych. Jako polityczny outsider Trump zyskał na decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Citizens United. Sąd orzekł, że korporacje – tak samo jako obywatele – mają prawo wyrażać swoje preferencje polityczne. To znaczy, że nie wolno im zabraniać finansowania ich preferowanych kandydatów na prezydenta.
Po drugie, rozwój internetu i mediów socjalnych takich jak Facebook i Twitter, dały Trumpowi platformę medialną która nie była dostępna jeszcze kilka lat temu. Poprzez swoją agresywną kampanię wyborczą, Trump złapał uwagę głównych stacji telewizyjnych, podczas gdy inni kandydaci musieli płacić za pokazywanie się na antenie. Dla porównania, w 2016 roku Hillary Clinton wydała ponad 60 milionów dolarów na telewizyjne reklamy polityczne, a Trump wydał mniej niż 20 milionów.
Poza wsparciem medialnym i finansowym, potrzebne jest także oficjalne zaplecze polityczne. Trump nie uzyskał takiego poparcia od swojej partii. Konserwatyści republikańscy woleli wspierać innych, bardziej znanych i doświadczonych polityków jak na przykład Jeb Bush – syn i brat byłych prezydentów USA. Jednak podczas oficjalnych już wyborów pierwotnych (primaries) to właśnie Trump triumfował w poszczególnych stanach Ameryki, zdobywając wystarczającą liczbę delegatów by być ogłoszonym republikańskim kandydatem na prezydenta.
Levitsky i Ziblatt upatrują się republikańskiej abdykacji w wyborach generalnych, czyli w ostatniej fazie procesu wyborczego. Według autorów, partia prawicowa powinna odrzucić swojego kandydata – ze względu na jego skłonności autorytarne – i stworzyć koalicję z lewicowymi demokratami w celu obrony demokracji. Krótko mówiąc, konserwatyści mieli głosować na liberalną Hillary Clinton. Są to dość wygórowane oczekiwania; nawet nierealne jeżeli zakładamy, że głównym celem ugrupowań politycznych jest zdobycie władzy. Amerykańscy konserwatyści nie byli zadowoleni, że ich wyborcy wybrali kandydata bez żadnego zaplecza politycznego. Musimy jednak pamiętać, że Trump uzyskał swoją nominację w sposób legalny i demokratyczny. W starciu przeciwko Hillary Clinton większość ekspertów nie dawała mu większych szans. Takie prognozy znajdowały swoje potwierdzenie także w wielu ankietach wyborczych. Jednak wszystko zmieniło się 8 listopada 2016 roku, kiedy to nieoczekiwanie Donald Trump został wybrany na 45-tego prezydenta USA.